Jedno co mogę powiedzieć w stu procentach o Flokim to, to że jest najbardziej roztrzepanym i nieuważnym psem jakiego w życiu spotkałam. A psów spotkałam wiele! Wychowując się w hodowli (mała reklama:
Haverley Kennel) i w swoim ponad dwudziestoletnim życiu doświadczyłam trzy mioty szczeniaków. Zawsze liczne, co ma spore tutaj znaczenie. I jestem w pełni świadoma że każde futro jest inne, bez względu na to że wszystkie są (w moim przypadku) rude, kłaczate i przyjazne. Każdy szczeniak był zawsze inny. Jedne były bardziej zapatrzone w człowieka, czekające tylko na kolejną dawkę "miziania", inne były typem młodych odkrywców, parły do przodu ciekawe świata lecz zawsze gdy napotkały "złe" wracały i pamiętały. Były bardziej flegmatyczne i bardziej aktywne. Lecz żaden z łącznej liczby 29 sztuk nie były jak Floki! Którego, mam wrażenie czasami, goni selekcja naturalna...
Floki jest nad-aktywnym (aktualnie) 9 miesięcznym szczeniakiem pragnącym być cały czas w centrum zainteresowania. Bez względu czy zwierze czy człowiek, który pracuje, robi obiad, ubiera buty, czy po prostu schyla się aby coś podnieść z ziemi. Gdziekolwiek nie pójdę rude jest przy mnie. Wielokrotnie przypłaca to podeptaniem, czy przepchnięciem gdy prawie się o niego przewracam.
Lecz nie to jest jego (a właściwie moim) głównym problem. Floks jest strasznie nieuważny, skacze, biega niezwracając uwagi na otoczenie, co w swoim króciutkim życiu przypłacił już wieloma urazami. Od niezliczonych już potłuczeń, przez złamany ząb (na szczęście mleczaka!) po wstrząs mózgu (!). Widząc go biegającego jak szalony po lesie, parku czy polu jestem w ręcz przerażona i tylko szukam potencjalnych niebezpieczeństw, które mogą go nagle "zaatakować". Nigdy nie sądziłam że będą jedną z tych osób: przewrażliwionych na punkcie zwierzaka, noszących na rękach byle by poduszeczki łapek się nie starły, ale oto jestem.
Nie widziałabym w tym nic złego gdybym miała świadomość że w ten sposób mogę czemuś zapobiec. Niestety Floki ciągle mnie zaskakuje i co więcej on sam nie przejmuje się urazami, czasami jest chwila płaczu, a potem zapomina i wraca do zabawy. A ja stoję osłupiała i liczę że tym razem to znowu nic poważnego. Niestety ostatnio nie mieliśmy tyle szczęścia, swoją radosność i aktywność szczeniak przypłacił poważniejszym urazem. Ucierpiała tylna noga, diagnoza trochę trwała, odbijaliśmy się od różnych weterynarz z różnymi pomysłami, takimi jak inwazyjne metody leczenia ciężkiej dysplazji (której przecież nie ma! Ba nawet rtg wykazywało poprawne osadzenie kości), następnie było awulsyjne zerwanie więzadła krzyżowego (skierowanie na artroskopie, ale na szczęście jest ok), a ostatecznie skończyło się na podejrzeniu problemów z tkanką miękką i mazią stawową w kolanie. Diagnoza postawiona przez Poznańskiego ortopedę i szczerze mówiąc mocno trzymamy kciuki że to właśnie to i obserwujemy Floksa po podaniu kwasu hialuronowego dostawowo. Choć ja siedzę jak na szpilkach obserwując każdy jego ruch doszukując się oznak bólu, to futro nic sobie nie robi z zaleceń weta aby ograniczyć ruch, czego dowód mogliście zobaczyć jakiś czas temu na naszym fanpagu ;)
Trzymajcie za nas kciuki! Damy znać jak się sytuacja rozwinie. :)