Etykiety

środa, 29 marca 2017

Żeby kózka nie skakała...

Jedno co mogę powiedzieć w stu procentach o Flokim to, to że jest najbardziej roztrzepanym i nieuważnym psem jakiego w życiu spotkałam. A psów spotkałam wiele! Wychowując się w hodowli (mała reklama: Haverley Kennel) i w swoim ponad dwudziestoletnim życiu doświadczyłam trzy mioty szczeniaków. Zawsze liczne, co ma spore tutaj znaczenie. I jestem w pełni świadoma że każde futro jest inne, bez względu na to że wszystkie są (w moim przypadku) rude, kłaczate i przyjazne. Każdy szczeniak był zawsze inny. Jedne były bardziej zapatrzone w człowieka, czekające tylko na kolejną dawkę "miziania", inne były typem młodych odkrywców, parły do przodu ciekawe świata lecz zawsze gdy napotkały "złe" wracały i pamiętały. Były bardziej flegmatyczne i bardziej aktywne. Lecz żaden z łącznej liczby 29 sztuk nie były jak Floki! Którego, mam wrażenie czasami, goni selekcja naturalna...


Floki jest nad-aktywnym (aktualnie) 9 miesięcznym szczeniakiem pragnącym być cały czas w centrum zainteresowania. Bez względu czy zwierze czy człowiek, który pracuje, robi obiad, ubiera buty, czy po prostu schyla się aby coś podnieść z ziemi. Gdziekolwiek nie pójdę rude jest przy mnie. Wielokrotnie przypłaca to podeptaniem, czy przepchnięciem gdy prawie się o niego przewracam.



Lecz nie to jest jego (a właściwie moim) głównym problem. Floks jest strasznie nieuważny, skacze, biega niezwracając uwagi na otoczenie, co w swoim króciutkim życiu przypłacił już wieloma urazami. Od niezliczonych już potłuczeń, przez złamany ząb (na szczęście mleczaka!) po wstrząs mózgu (!). Widząc go biegającego jak szalony po lesie, parku czy polu jestem w ręcz przerażona i tylko szukam potencjalnych niebezpieczeństw, które mogą go nagle "zaatakować". Nigdy nie sądziłam że będą jedną z tych osób: przewrażliwionych na punkcie zwierzaka, noszących na rękach byle by poduszeczki łapek się nie starły, ale oto jestem.



Nie widziałabym w tym nic złego gdybym miała świadomość że w ten sposób mogę czemuś zapobiec. Niestety Floki ciągle mnie zaskakuje i co więcej on sam nie przejmuje się urazami, czasami jest chwila płaczu, a potem zapomina i wraca do zabawy. A ja stoję osłupiała i liczę że tym razem to znowu nic poważnego. Niestety ostatnio nie mieliśmy tyle szczęścia, swoją radosność i aktywność szczeniak przypłacił poważniejszym urazem. Ucierpiała tylna noga, diagnoza trochę trwała, odbijaliśmy się od różnych weterynarz z różnymi pomysłami, takimi jak inwazyjne metody leczenia ciężkiej dysplazji (której przecież nie ma! Ba nawet rtg wykazywało poprawne osadzenie kości), następnie było awulsyjne zerwanie więzadła krzyżowego (skierowanie na artroskopie, ale na szczęście jest ok), a ostatecznie skończyło się na podejrzeniu problemów z tkanką miękką i mazią stawową w kolanie. Diagnoza postawiona przez Poznańskiego ortopedę i szczerze mówiąc mocno trzymamy kciuki że to właśnie to i obserwujemy Floksa po podaniu kwasu hialuronowego dostawowo. Choć ja siedzę jak na szpilkach obserwując każdy jego ruch doszukując się oznak bólu, to futro nic sobie nie robi z zaleceń weta aby ograniczyć ruch, czego dowód mogliście zobaczyć jakiś czas temu na naszym fanpagu ;)



Trzymajcie za nas kciuki! Damy znać jak się sytuacja rozwinie. :)

niedziela, 19 lutego 2017

Psie przedszkole

Z doświadczenia,wiem że wiele osób, nie tylko tych nie-psich, ale również i psiowych, słysząc hasło psie przedszkole wyobraża sobie coś na wzór przedszkola ludzkiego - przechowalnie dla maluchów (futrzanych) zapracowanych osób, z tym że tutaj oprócz bycia zabieganym trzeba też spać na kasie i mieć trochę poprzestawiane w głowie, bo w końcu nie można być normalnym wydając kasę żeby zostawić gdzieś psa, skoro może on sam sobie posiedzieć w domu. Nic bardziej mylnego! Psie przedszkola nie są żadną instytucją, kennelem etc. tylko cyklem szkoleń przeznaczonych dla młodych psów, zazwyczaj w wieku do 6-7 miesięcy. Co więcej nie wystarczy zostawić na takim szkoleniu futra i patrzeć jak przyswaja wiedzę, a być jego przewodnikiem podczas tych zajęć, to od naszego zaangażowania w dużej mierze zależy zaangażowanie psa!



My swoją przygodę z psim przedszkolem zaczęliśmy w wieku 3 miesięcy w Alardo psia akademia. Zajęcia trwają godzinę lub półtora (w zależności od wieku psa i jego zaawansowania), podczas której mamy kilka sesji przeznaczonych na naukę przeplatanych z przerwami podczas, których szczeniaki są puszczane i mogę zająć się wspólną zabawą lub spokojnie spacerują z właścicielami. Każda sesja zaczyna się od skupienia na sobie psa tak aby przy dalszej pracy był on cały czas wpatrzony w przewodnika a kończy na zwolnieniu psa odpowiednią komendą. Ćwiczymy na ogrodzonym placu szkoleniowym na którym mamy do dyspozycji kilka przeszkód, niekiedy stanowiących dla maluchów nie lada wyzwanie.






Korzyści z przedszkola są znacznie większe niż lista świetnie opanowanych komend. Ważnym aspektem tego typu szkoleń jest socjalizacja! Żyjemy w społeczeństwie, co dziennie mamy kontakt z innymi osobami naszego gatunku lub innego wiemy jak się zachowywać w takich sytuacjach lecz szczeniaczka, który większość swojego krótkiego życia spędził w domu trzeba tego nauczyć, wyrobić w nim odpowiednie odruchy, a złe "utłuc". Psie przedszkole doskonale pomaga w tym, bo gdzie indziej znajdzemy podobne stadko tak różnych osobników? Tutaj nie tylko psy się uczą ale również i przewodnicy. Uczymy się jak odczytać różna, na pozór wyglądające na zabawę, zachowanie, kiedy i jak interweniować. To my uczymy się tutaj używania komendy "nie".



Po niemal 5 miesiącach uczestnictwa w szkoleniach zdecydowanie mogę powiedzieć że wybór był trafiony i jesteśmy zadowoleni a efekty widać na każdym kroku! Doświadczona kadra doskonale potrafi połączyć zabawę z podstawowymi elementami szkolenia, dając solidne podstawy do dalszych etapach treningów i szkoleń. Zdecydowanie warto rozpocząć jak najwcześniej naukę pod profesjonalnym okiem niż później mieć problemy ze wcześniejszymi błędami. Szczeniaki dobrze zmotywowane chłoną wiedzę błyskawicznie. My oczywiście nie jesteśmy idealni i ucząc F. podstawowych komend popełniliśmy dość znaczący błąd powodujący zapatrzenie futra w nagrodę, dzięki pani Ewie, po miesiącu czy dwóch, Floki z uwielbieniem zaczął wpatrywać się w nasze oczy czekając na słowa pochwały! :D


piątek, 20 stycznia 2017

Przemyśl dwa razy...

Dlaczego...? - zbyt często zadawane pytanie.

No właśnie, po co, co mi takiego do tego mózgu wpadło żeby to zrobić... Dlaczego?! Jest to pytanie, które odkąd Flokidło do nas trafiło zadaję sobie z trzy razy częściej. Wiec będzie takie trochę: 'uczcie się na moim błędach'.



Oczywiście nie myśleć ze chodzi o: "po co mi był pies"! Mimo że czasami jest, ciężko męcząco, wszędzie brudno i mokro. A z rudej psiej mordki leci jak z Niagary po każdym piciu. Bo miski niekapki to jedna wielka ściema. I że gdy pada deszcz to oprócz bicia się z samym sobą trzeba bić się też z psem aby go namówić choć na krótki spacer, bo przecież jak mokro w łapki to źle... Mimo to wszystko nigdy w ciągu tych 6 miesięcy nie żałowałam, że jest rudy. Jeśli bierzesz psa musisz być świadomy że Twoje życie obróci się o 180 stopni. I nie będzie wymówki że nie chce się - bo psu się chce i jak nie na trawie to zsiura się na dywan... Tak jest, pogódź się, przebolej etc. ale weź sobie do siebie to co niżej.

Jest wiele innych rzeczy których można żałować, ale żal można mieć tylko do siebie (niestety... :P). Po pierwsze mały szczeniaczek nie jest małym słodkim misiem, kochającą Cię ponad życie a małą wredną bestią która wykorzysta każdą Twoją słabość do sowich celów, wygody i bycia szczęśliwym psiakiem. 



Pierwszy błąd: "raz jak pozwolę na łóżko to się nic nie stanie, zapomni, nauczy się...". Stanie się, bo trzeba pamiętać że już po kilku miesiącach z psa rozmiarów "mały" staje się "zdecydowanie za duży", a z charakterku "słodki szczeniaczek" przerzuci się na "upierdliwy wymuszacz". Więc zapamiętaj: nigdy, przenigdy nie daj się szczeniakowi! Nawet jeśli patrzy na Ciebie tymi słodkimi oczkami.

Moje drugie 'dlaczego' to zabawki... Zanim coś kupisz szczeniakowi przemyśl, zastanów się dobrze, bo możesz potem skończyć z potworem który uwielbia piszczące piłeczki, żyrafki, misiaczki i potrafi przez pół dnia (co jest tą lepszą opcją, druga: pół nocy) robić:
"squik squik squik squik squik squik 
squik squik squik squik squik squik 
squik squik squik squik squik squik 
squik squik squik squik squik squik"
Choć tutaj nie ma dobrego wyjścia, jak coś nie piszczy, to fajnie się tym rzuca, co u nas często skutkuje bliskim spotkaniem twarzy, talerza, szklanki z oplutym szarpakiem, przyprawionym odrobiną piachu czy innymi podłogowymi śmieciami.



Trzecia rzecz chyba jedna z ważniejszych: przemyśl kilka razy komendy których uczysz szczeniaka. Bo możesz skończy na przykład z rudym szczurem rzucającym łapami na prawo i lewo. Bez względu na to czy są łapki suche, mokre czy trafiają tam gdzie nie szkodzą czy nie... Bo czasem trafią w jasne spodnie, czasem w głowę, czy w talerz z jedzeniem lub miskę rozsypując wszystko w koło... No przecież tego chciałaś... Eh.... "Daj łapę" niby podstawowa komenda do wyuczenia ale zdecydowanie nie dla wszystkich psiaków... To akurat zakończę tutaj lekko pocieszając sama siebie: mogło być gorzej. Siostra, mająca takiego samego rudzielca, pół roku starszego, nauczyła wchodzić go na plecy. A wiec tak... Mogło być gorzej...




A jak z waszymi doświadczeniami z grupy: "po co mi to było?"